Polecamy również:

 

 

 

Przeżyłem wstrząs, czyli jak być ambasadorem kultury za granicą

 

Poniedziałek 21 października 2005 22:10
Źródło: własne
Przygotował: ksiądz Krzysztof Ora

 

 

Artur Majcher zaproponował mi napisanie kilku zdań. Dziękuję Mu za to, choć muszę się przyznać, że piszę ten tekst, jak to gdzieś niedawno o sobie przeczytałem, z lekkim poślizgiem J.

 

 

 

Od kiedy mieszkam w Lublinie, poprzez internet, na bieżąco śledzę, co dzieje się w bielawskiej parafii, a zwłaszcza w szczególnie mi bliskiej Liturgicznej Służbie Ołtarza. Bardzo mnie cieszy, że wraz z Opiekunem księdzem Krzysztofem Krzakiem stale idziecie na przód, że większość z Was gorliwie kontynuuje swoją wymagającą posługę jako ministranci, lektorzy i ceremoniarze. Gratuluję i życzę wytrwałości. Staram się o Was zawsze pamiętać podczas Mszy Świętej w pierwszy Czwartek miesiąca, który jest wyjątkowym dniem w życiu LSO.

Chciałbym się skromnie pochwalić. Chyba mogę?:) Na wakacjach pierwszy raz w życiu oderwałem się od ziemi tzn. leciałem samolotem. A wszystko dlatego, że w sierpniu przez jakiś czas byłem gościem w jednej z parafii w środkowej Anglii (miałem blisko do lasu... gdzie niegdyś mieszkał Robin Hood ze swoją kompanią). Jeszcze do niedawna latanie w przestworzach nie należało do najtańszych form podróżowania. Nastały jednak takie dziwne czasy, że pod każdym względem korzystniej wzbić się w powietrze niż spędzić długie godziny w autokarze. Kiedy wracałem już do domu, stęskniony za naszym pięknym krajem, znalazłem się ze swoim 20 kg bagażem na lotnisku w Nottingham. Grzecznie ustawiłem się w kolejce do odprawy bagażowej. Wracałem do Polski przez stolicę naszych południowych sąsiadów. Zatem w kolejce słyszałem głównie Czechów i angielskich turystów zmierzających zwiedzić Pragę. Bardzo się ucieszyłem, kiedy po kilku minutach do moich uszu dotarła także ukochana ojczysta mowa. Miałem szczery zamiar zamienić kilka słów z młodymi rodakami. Niestety po chwili rozmyśliłem się. Z prostego powodu. Zrobiło mi się wstyd. Moi niedoszli rozmówcy postanowili „upiększyć” swoją polszczyznę wulgarną, skandaliczną odmianą tzw. łaciny kuchennej. Wiele razy w Polsce miałam zasmucającą okazję słyszeć siarczyście przeklinających młodych ludzi. Ale to, co usłyszałem na angielskim lotnisku prawie ścięło mnie z nóg. Pamiętam, że postawiłem sobie pytanie: dlaczego w miejscach gdzie wydaje się nam, że nikt nas nie rozumie, że nikt nas nie zna, wielu pozwala sobie na dzikie obyczaje nie tylko słowach ale także i w czynach.

Nie wiem, kto z czytających te słowa ma podobne spostrzeżenia. Nie chodzi teraz o to by się gorszyć innymi i okłamywać samego siebie mówiąc, że ten problem mnie nie dotyczy. Przed każdym z nas stoi bardzo odpowiedzialne zadanie, wszyscy musimy zawsze i wszędzie być ambasadorami dobrych obyczajów, dbającymi o jakość słów i uczynków. Jestem przekonany, że także na tym polega współczesne apostolstwo. Jedną z jego form na pewno jest troska o kulturę słowa i zachowania. To jest trudne być wobec wszystkich sytuacji i ludzi zawsze jednakowym. Każdy z nas ma gorsze lub lepsze teatralne umiejętności - jak trzeba potrafimy zagrać przekonującą momentami piękną rolę dobrego i grzecznego ucznia , synka, kolegi. Ale kim jestem, jak się zachowuję w anonimowym tłumie?

Warto pomyśleć, czy jest coś co powinienem zmienić by inni zawsze i bez żadnych przeszkód słyszeli i widzieli we mnie współczesnego apostoła Chrystusa, który daje świadectwo swojej wiary w Pana Boga troszcząc się o każde słowo i czyn.

Ewangelista Mateusz zapisał słowa Pana Jezusa: Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.

 

 

 

© ministrant.go.pl 2003 - | preferowana przeglądarka internet explorer | zalecana rozdzielczość 1024 x 768

 

o stronie | reklama | kontakt | zespół redakcyjny

strona znajduje się na serwerze
archidiecezji wrocławskiej