|
Od kiedy mieszkam w
Lublinie, poprzez internet, na bieżąco śledzę, co dzieje się w
bielawskiej parafii, a zwłaszcza w szczególnie mi bliskiej
Liturgicznej Służbie Ołtarza. Bardzo mnie cieszy, że wraz z
Opiekunem księdzem Krzysztofem Krzakiem stale idziecie na
przód, że większość z Was gorliwie kontynuuje swoją wymagającą
posługę jako ministranci, lektorzy i ceremoniarze. Gratuluję i
życzę wytrwałości. Staram się o Was zawsze pamiętać podczas
Mszy Świętej w pierwszy Czwartek miesiąca, który jest
wyjątkowym dniem w życiu LSO.
Chciałbym się skromnie
pochwalić. Chyba mogę?:) Na wakacjach pierwszy raz w życiu
oderwałem się od ziemi tzn. leciałem samolotem. A wszystko
dlatego, że w sierpniu przez jakiś czas byłem gościem w jednej
z parafii w środkowej Anglii (miałem blisko do lasu... gdzie
niegdyś mieszkał Robin Hood ze swoją kompanią). Jeszcze do
niedawna latanie w przestworzach nie należało do najtańszych
form podróżowania. Nastały jednak takie dziwne czasy, że pod
każdym względem korzystniej wzbić się w powietrze niż spędzić
długie godziny w autokarze. Kiedy wracałem już do domu,
stęskniony za naszym pięknym krajem, znalazłem się ze swoim 20
kg bagażem na lotnisku w
Nottingham.
Grzecznie ustawiłem się w kolejce do odprawy bagażowej.
Wracałem do Polski przez stolicę naszych południowych
sąsiadów. Zatem w kolejce słyszałem głównie Czechów i
angielskich turystów zmierzających zwiedzić Pragę. Bardzo się
ucieszyłem, kiedy po kilku minutach do moich uszu dotarła
także ukochana ojczysta mowa. Miałem szczery zamiar zamienić
kilka słów z młodymi rodakami. Niestety po chwili rozmyśliłem
się. Z prostego powodu. Zrobiło mi się wstyd. Moi niedoszli
rozmówcy postanowili „upiększyć” swoją polszczyznę wulgarną,
skandaliczną odmianą tzw. łaciny kuchennej. Wiele razy w
Polsce miałam zasmucającą okazję słyszeć siarczyście
przeklinających młodych ludzi. Ale to, co usłyszałem na
angielskim lotnisku prawie ścięło mnie z nóg. Pamiętam, że
postawiłem sobie pytanie: dlaczego w miejscach gdzie wydaje
się nam, że nikt nas nie rozumie, że nikt nas nie zna, wielu
pozwala sobie na dzikie obyczaje nie tylko słowach ale także i
w czynach.
Nie wiem, kto z czytających
te słowa ma podobne spostrzeżenia. Nie chodzi teraz o to by
się gorszyć innymi i okłamywać samego siebie mówiąc, że ten
problem mnie nie dotyczy. Przed każdym z nas stoi bardzo
odpowiedzialne zadanie, wszyscy musimy zawsze i wszędzie być
ambasadorami dobrych obyczajów, dbającymi o jakość słów i
uczynków. Jestem przekonany, że także na tym polega
współczesne apostolstwo. Jedną z jego form na pewno jest
troska o kulturę słowa i zachowania. To jest trudne być wobec
wszystkich sytuacji i ludzi zawsze jednakowym. Każdy z nas ma
gorsze lub lepsze teatralne umiejętności - jak trzeba
potrafimy zagrać przekonującą momentami piękną rolę dobrego i
grzecznego ucznia , synka, kolegi. Ale kim jestem, jak się
zachowuję w anonimowym tłumie?
Warto pomyśleć, czy jest coś
co powinienem zmienić by inni zawsze i bez żadnych przeszkód
słyszeli i widzieli we mnie współczesnego apostoła Chrystusa,
który daje świadectwo swojej wiary w Pana Boga troszcząc się o
każde słowo i czyn.
Ewangelista Mateusz
zapisał słowa Pana Jezusa:
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli
wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w
niebie. |
|