|
Niekiedy tak w życiu bywa, że człowiek
zrobi coś głupiego (najczęściej przekonuje się o tym
dopiero po fakcie). Pojawia się wstyd. I dobrze, że się
pojawia. Jest on oznaką, że sumienie, choć może chwilowo
przysłonięte pokusą, właściwie funkcjonuje i wydaje
dobrą ocenę dokonanego czynu. Człowiekowi robi się głupio
przed samym sobą z powodu zaistniałej sytuacji. Chciałoby
się o niej całkowicie zapomnieć, wymazać z pamięci.
Jest to normalny odruch obronny organizmu, bo przecież nikt
z nas – ze mną włącznie – nie lubi się tak
czuć. Niestety, rzecz się stała, zło zostało popełnione.
I choć naprawdę tak jakoś nieswojo się z tym czuję, to
jednak nie zmienia to faktu, że to zrobiłem. I wtedy z
„pomocą” przychodzi mi diabeł, proponując
„udawanie, że nic się nie stało, że wciąż jest
wszystko OK.” To takie kolejne zło, kolejne kłamstwo.
Jeśli pójdziesz tą drogą, to wierz mi Hubercie, że
diabeł na tym nie skończy, a zło pociągnie za sobą
kolejne.
Jedyną receptą na przerwanie tego łańcuszka jest prawda,
nie tylko wobec samego siebie, ale także wobec Boga i człowieka.
Diabeł za nią nie przepada, a wręcz jej się panicznie
boi, bo prawda jest tym, co buduje właściwe relacje,
szczerość, zaufanie, a w końcu i miłość. Bo tylko w
prawdzie można kochać, bez niej zaś można tylko śnić,
marzyć o miłości. Kiedy klękasz u kratek konfesjonału,
wiedz, że tu idzie gra o miłość, a nie o pozory, o prawdę,
a nie o sztuczność. Dlatego konfesjonał będzie często
trudną walką o prawdę, o miłość i o siebie. Wierzę,
że z tej walki możesz wyjść zwycięsko – z
podniesionym czołem, a nie jak niby to zwycięzca, a wciąż
pokonany. Choć spowiedź jest trudna, wstydliwa, nie pozwól,
by była kolejnym kłamstwem, bo tych już wystarczy. Przy
konfesjonale bądź sobą, może nieco pogubionym, z
niejednym grzechem – ale sobą. Trzymaj się mocno, a
ja polecam cię w mojej modlitwie brewiarzowej.
|
|