Polecamy również:

 

 

 

Wywiad z diakonem Kamilem Raczyckim

 

Poniedziałek 30 stycznia 2006 20:25
Źródło: własne
Przygotował: Artur Majcher

 

 

Praktykę w naszej parafii kończy ksiądz diakon Kamil Raczycki. Wywiad z nim przeprowadził Artur Majcher.

 

 

 

Artur Majcher: Kiedy w księdza sercu zrodziło się powołanie?Co wpłynęło na tę decyzję?

Ksiądz diakon Kamil Raczycki: Dokładnie nie wiem, kiedy w moim sercu zrodziło się powołanie, myślę, że każdy człowiek w innym momencie odczytuje to wezwanie. Z pewnością mogę powiedzieć, że wpływ na te decyzje miały moje wyjazdy na rekolekcje do seminarium. Byłem na nich aż cztery razy, czyli przez cały okres szkoły średniej. I gdy byłem w III i IV klasie to zacząłem rozważać taką możliwość. Jeszcze na podjecie takiej decyzji miał wpływ mój udział w Pieszej Pielgrzymce z Wrocławia na Jasną Górę, na który namówił mnie ksiądz pracujący w mojej rodzinnej parafii. I mimo niechęci na samym początku, bardzo spodobała mi się ta wakacyjna przygoda, która trwa można powiedzieć do dnia dzisiejszego.

A.M: Czy należał ksiądz do LSO?

K.R.: Tak należałem do LSO. Moje służenie w Kościele zaczęło się zaraz po I komunii św. Do ministrantów w III klasie przyjmował mnie opiekun ministrantów w naszej parafii ksiądz Stanisław Chomiak, który teraz jest proboszczem w waszej parafii. Czyli jak łatwo policzyć, ładny kawałek życia spędziłem w Kościele, przy ołtarzu.

 A.M.: Kim chciałby ksiądz zostać gdyby nie poszedł ksiądz do seminarium?

K.R.: Zawsze lubiłem razem z kolegami grać w piłkę nożną i gdy przychodził okres w miarę dobrej pogody na tę przyjemność, to często można mnie było spotkać na boisku. Grałem nawet w klubie „kryształ Stronie Śl.”, który pewnie wielu mieszkańców Bielawy zna, ponieważ był okres, kiedy Kryształ i Bielawianka byli w III lidze. I gdybym nie poszedł do seminarium, to pewnie grałbym w piłkę nożną, jak to czynią moi koledzy z którymi spotykałem się bardzo często na mało profesjonalnym boisku. Na swoją przyszłość miałem jeszcze jedno spojrzenie: bardzo lubię jeździć samochodem i tak też jako mały chłopak marzyłem żeby być kierowcą zawodowym, a nawet rajdowym, bo też pasjonuję się tym sportem. Wiec gdyby nie seminarium to albo piłkarz albo kierowca.

A.M.: Jakie wydarzenie/ wydarzenia z życia seminaryjnego najmilej ksiądz wspomina?

K.R.: No trudno powiedzieć, jakie wydarzenia, bo było ich z pewnością dużo, przecież to ładny kawałek czasu. Ale myślę, że trzeba je rozróżnić na takie bardziej przyjemne, tzn. rozrywkowe. Pamiętam jeden wyjazd na mecz piłkarski między naszym seminarium a seminarium z Przemyśla - to była świetna i śmieszna przygoda, tym bardziej, że trzeba było spędzić ok. 12 godzin w busie, jadąc tylko w jedną stronę. Też miło wspominam wydarzenia, w które zaangażowany był cały mój rocznik. Do takich trzeba zaliczyć organizacje uroczystości Św. Mikołaja, gdzie cały rocznik musiał się zgrać i wspólni zrobić coś pożytecznego i śmiesznego, tak żeby całe seminarium mogło się tego dnia dobrze czuć. Warte zauważenia są także wydarzenia związane z naszą formacją. Pierwsze z nich to takie, że gdy byliśmy na pierwszym roku, to mieliśmy otrzymać tunikę - czyli taką albę z rąk kardynała Józefa Ratzingera, prawdę mówiąc nikt wtedy nie wiedział, kto to jest. Wiec dopiero później, gdy przyjechał potocznie zaczęto mówić, że to drugi po papieżu. Któż wtedy przypuszczał, że ten kardynał będzie papieżem. Kolejne wydarzenie to założenie stroju duchownego i przestawienie swoich przyzwyczajeń, bo przecież dla innych byliśmy postrzegani jako księża. No i wreszcie jak do tej pory, najważniejsze wydarzenie - to święcenia diakonatu, które przyszło nam przeżywać w naszej katedrze świdnickiej. Było tak gorąco, że każdy stał mokry - raz, że takie przeżycie, a drugie, że było strasznie duszno. Takich wydarzeń, które zapisały się w pamięci jest wiele, ale nie należy wszystkiego o sobie mówić - od razu.

A.M.: Czy ciężko było się księdzu przyzwyczaić do życia w seminarium?

K.R.: Życie w seminarium ma swoje prawa, które są potrzebne do normalne funkcjonowania. Na przykład jest od godziny 21 tzw. Silentium sacrum, czyli milczenie. Kto dziś o 21 będzie siedział cicho? Ale przychodząc do seminarium trzeba pewne zasady przyjąć. Dzień w seminarium jest zaplanowany od samego początku, wszystko ma swój czas, każde zajęcie trzeba wykonać w odpowiedniej godzinie. I dla niektórych z pewnością może stanowić problem, bo jak przestawić się z innego życia, czasem beztroskiego na życie zaplanowane, gdzie wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Ale ja na szczęście nie miałem z tym problemu.

A.M.: Który rok nauki uważa ksiądz za najtrudniejszy?

K.R.: Nie wiem, który rok uważam za najtrudniejszy, bo w każdym są jakieś cięższe i lżejsze egzaminy. Ale muszę powiedzieć, że najbardziej lubiłem sesje - zawsze byłem wyspany. Mam taką zasadę, że na egzamin wolę iść wypoczęty. I jak na razie nic na tym nie straciłem. Wiec polecam tę metodę, tym którzy uczą się po nocach, prawie, że podtrzymując oczy na zapałkach.

A.M.: Który z przedmiotów wykładanych w seminarium sprawia księdzu największą trudność a jaki ksiądz najbardziej lubi?

K.R.: Nigdy jakiś większych trudności z nauką nie miałem, tylko czasem nie było czasu żeby coś poczytać, ale bywało też tak, że brakowało chęci. Najbardziej i najmilej wspominam wykłady z teologii dogmatycznej z Bpem Janem Tyrawą - do mnie one docierały i podobał mi się sposób wykładania - było ciekawie, na egzaminie później też bywało ciekawie.

A.M.: Jak ocenia ksiądz swoją praktykę w naszej parafii?

K.R.: Praktykę w waszej parafii oceniam bardzo dobrze. Sam pochodzę z trochę mniejszej parafii, więc tutaj mogłem zobaczyć jak wygląda duszpasterstwo w dużej parafii. Bardzo dobrze oceniam współprace z księżmi z waszej parafii, na czele z ks. prałatem Stanisławem, który jak wspomniałem przyjmował mnie do LSO. A także z księżmi wikariuszami, z którymi w większości znamy się jeszcze z seminarium. I co warte jest zauważenia to od nikogo w waszej parafii nie usłyszałem złego i przykrego słowa - bardzo się cieszę z tej życzliwości i za nią bardzo dziękuje.

A.M.: Czego się ksiądz nauczył podczas praktyki w naszej parafii i kto księdzu najbardziej pomógł?

K.R.: Teraz trudno powiedzieć, czego się nauczyłem, bo myślę, że na to przyjdzie czas dopiero w przyszłości, gdy trzeba będzie korzystać z tego, co widziałem i czego się nauczyłem na praktyce. Na pewno przydatne okazało się siedzenie w kancelarii, bo wcześnie jakoś nie miałem z tym styczności, a jest to z pewnością potrzebne w pracy duszpasterskiej. Podpatrzyłem także, jak księża pracujący w waszej parafii kierują poszczególnymi grupami, np. ministrantami, czy parafialnym oddziałem Caritas. To wszystko z pewnością będę musiał wykorzystać, gdy sam zostanę skierowany na jakąś parafie. A odpowiadając na drugą część pytania, trzeba stwierdzić, że każdy w jakiś sposób okazał mi swoją pomoc. I trzeba tutaj wymienić wszystkich księży pracujących w waszej parafii, na czele z księdzem prałatem, którzy zawsze mieli dla mnie czas i gdy coś potrzebowałem to śmiało mogłem się do nich zwrócić - bo jak wcześniej wspomniałem znaliśmy się od kilku lat.

A.M.: Gdzie oprócz naszej parafii, podczas studiów w seminarium odbywał ksiądz praktykę?

K.R.: Po czwartym roku, jako akolita, czyli nadzwyczajny szafarz Eucharystii odbywałem praktykę w Sanktuarium Matki Bożej w Wambierzycach, gdzie mogłem zobaczyć jak wygląda życie sanktuarium, do którego zdążają pielgrzymi z różnych stron Polski i świata.

A.M.: W maju święcenia kapłańskie, jak ksiądz wyobraża sobie tę uroczystość?

K.R.: No jeszcze nie bardzo można sobie to wyobrazić, uroczystość święceń, będzie to na pewno najważniejsza chwila w moim i moich kolegów życiu. Przeżywałem przez czas seminarium wiele święceń, ale jako obserwator, a teraz będę jednym z głównych bohaterów, jeśli tak można powiedzieć. Od tego momentu, będę mógł sprawować największy dar, jaki Bóg zostawił człowiekowi - Eucharystię. I oprócz tej wielkiej radości, będzie przecież zmęczenie, bo na drugi dzień pierwsza Msza Św.

 

A.M.: Czy chciałby ksiądz trafić jako neoprezbiter do naszej wspólnoty parafialnej, jeśli tak, dlaczego?

K.R.: To ode mnie nie zależy, do jakiej wspólnoty mam trafić, ale trzeba pamiętać, że wszędzie są ludzie, do których trzeba pójść. I tam gdzie mnie biskup wyśle, tam pójdę z radością.

A.M.: W jaki sposób zachęciłby ksiądz tegorocznych maturzystów, którzy jeszcze nie do końca rozpoznali swoje powołanie, aby podjęli studia w seminarium duchownym?

K.R.: Tym, którzy jeszcze nie do końca rozpoznali swoje powołanie i którzy wahają się, co zrobić ze sobą, poleciłbym rozmowę z którymś z księży, którzy pomogliby ustawić pewne sprawy. Ale zachęcam ich do tego, aby stali się takimi szaleńcami Bożymi i poszli za Jezusem. Jan Paweł II mówił „wypłyń na głębie”, a ja za Św. Janem powiedziałbym: „Bóg jest miłością, miejcie odwagę żyć dla miłości.

A.M.: Jakie jest księdza hobby, co lubi ksiądz robić w wolnym czasie?

K.R.: Moim hobby jest gra w piłkę nożną i gdy mam czas to z wielką chęcią to czynie. Lubię także pływać. Generalnie moje zainteresowania idą w kierunku sportu, lubię także oglądać różnego rodzaju zawody i mecze. Słucham także muzyki, z której najbardziej lubię polską.

Bóg zapłać, dziękuję za rozmowę!

 

 

 

© ministrant.go.pl 2003 - | preferowana przeglądarka internet explorer | zalecana rozdzielczość 1024 x 768

 

o stronie | reklama | kontakt | zespół redakcyjny

strona znajduje się na serwerze
archidiecezji wrocławskiej