|
Artur
Majcher: Kiedy w księdza sercu zrodziło się powołanie?Co
wpłynęło na tę decyzję?
Ksiądz diakon Kamil
Raczycki: Dokładnie nie wiem, kiedy w moim sercu zrodziło
się powołanie, myślę, że każdy człowiek w innym momencie
odczytuje to wezwanie. Z pewnością mogę powiedzieć, że wpływ
na te decyzje miały moje wyjazdy na rekolekcje do seminarium.
Byłem na nich aż cztery razy, czyli przez cały okres szkoły
średniej. I gdy byłem w III i IV klasie to zacząłem rozważać
taką możliwość. Jeszcze na podjecie takiej decyzji miał wpływ
mój udział w Pieszej Pielgrzymce z Wrocławia na Jasną Górę, na
który namówił mnie ksiądz pracujący w mojej rodzinnej parafii.
I mimo niechęci na samym początku, bardzo spodobała mi się ta
wakacyjna przygoda, która trwa można powiedzieć do dnia
dzisiejszego.
A.M: Czy
należał ksiądz do LSO?
K.R.: Tak należałem
do LSO. Moje służenie w Kościele zaczęło się zaraz po I
komunii św. Do ministrantów w III klasie przyjmował mnie
opiekun ministrantów w naszej parafii ksiądz Stanisław Chomiak,
który teraz jest proboszczem w waszej parafii. Czyli jak łatwo
policzyć, ładny kawałek życia spędziłem w Kościele, przy
ołtarzu.
A.M.:
Kim chciałby ksiądz zostać gdyby nie poszedł ksiądz do
seminarium?
K.R.: Zawsze lubiłem
razem z kolegami grać w piłkę nożną i gdy przychodził okres w
miarę dobrej pogody na tę przyjemność, to często można mnie
było spotkać na boisku. Grałem nawet w klubie „kryształ
Stronie Śl.”, który pewnie wielu mieszkańców Bielawy zna,
ponieważ był okres, kiedy Kryształ i Bielawianka
byli w III lidze. I gdybym nie poszedł do seminarium, to
pewnie grałbym w piłkę nożną, jak to czynią moi koledzy z
którymi spotykałem się bardzo często na mało profesjonalnym
boisku. Na swoją przyszłość miałem jeszcze jedno spojrzenie:
bardzo lubię jeździć samochodem i tak też jako mały chłopak
marzyłem żeby być kierowcą zawodowym, a nawet rajdowym, bo też
pasjonuję się tym sportem. Wiec gdyby nie seminarium to albo
piłkarz albo kierowca.
A.M.: Jakie wydarzenie/
wydarzenia z życia seminaryjnego najmilej ksiądz wspomina?
K.R.: No trudno
powiedzieć, jakie wydarzenia, bo było ich z pewnością dużo,
przecież to ładny kawałek czasu. Ale myślę, że trzeba je
rozróżnić na takie bardziej przyjemne, tzn. rozrywkowe.
Pamiętam jeden wyjazd na mecz piłkarski między naszym
seminarium a seminarium z Przemyśla - to była świetna i śmieszna
przygoda, tym bardziej, że trzeba było spędzić ok. 12 godzin w
busie, jadąc tylko w jedną stronę. Też miło wspominam
wydarzenia, w które zaangażowany był cały mój rocznik. Do
takich trzeba zaliczyć organizacje uroczystości Św. Mikołaja,
gdzie cały rocznik musiał się zgrać i wspólni zrobić coś
pożytecznego i śmiesznego, tak żeby całe seminarium mogło się
tego dnia dobrze czuć. Warte zauważenia są także wydarzenia
związane z naszą formacją. Pierwsze z nich to takie, że gdy
byliśmy na pierwszym roku, to mieliśmy otrzymać tunikę - czyli
taką albę z rąk kardynała Józefa Ratzingera, prawdę mówiąc
nikt wtedy nie wiedział, kto to jest. Wiec dopiero później,
gdy przyjechał potocznie zaczęto mówić, że to drugi po
papieżu. Któż wtedy przypuszczał, że ten kardynał będzie
papieżem. Kolejne wydarzenie to założenie stroju duchownego i
przestawienie swoich przyzwyczajeń, bo przecież dla innych
byliśmy postrzegani jako księża. No i wreszcie jak do tej
pory, najważniejsze wydarzenie - to święcenia diakonatu, które
przyszło nam przeżywać w naszej katedrze świdnickiej. Było tak
gorąco, że każdy stał mokry - raz, że takie przeżycie, a
drugie, że było strasznie duszno. Takich wydarzeń, które
zapisały się w pamięci jest wiele, ale nie należy wszystkiego
o sobie mówić - od razu.
A.M.: Czy
ciężko było się księdzu przyzwyczaić do życia w seminarium?
K.R.: Życie w
seminarium ma swoje prawa, które są potrzebne do normalne
funkcjonowania. Na przykład jest od godziny 21 tzw. Silentium
sacrum, czyli milczenie. Kto dziś o 21 będzie siedział cicho?
Ale przychodząc do seminarium trzeba pewne zasady przyjąć.
Dzień w seminarium jest zaplanowany od samego początku,
wszystko ma swój czas, każde zajęcie trzeba wykonać w
odpowiedniej godzinie. I dla niektórych z pewnością może
stanowić problem, bo jak przestawić się z innego życia, czasem
beztroskiego na życie zaplanowane, gdzie wszystko ma swój czas
i swoje miejsce. Ale ja na szczęście nie miałem z tym
problemu.
A.M.:
Który rok nauki uważa ksiądz za najtrudniejszy?
K.R.: Nie wiem, który
rok uważam za najtrudniejszy, bo w każdym są jakieś cięższe i
lżejsze egzaminy. Ale muszę powiedzieć, że najbardziej lubiłem
sesje - zawsze byłem wyspany. Mam taką zasadę, że na egzamin
wolę iść wypoczęty. I jak na razie nic na tym nie straciłem.
Wiec polecam tę metodę, tym którzy uczą się po nocach, prawie,
że podtrzymując oczy na zapałkach.
A.M.:
Który z przedmiotów wykładanych w seminarium sprawia księdzu
największą trudność a jaki ksiądz najbardziej lubi?
K.R.: Nigdy jakiś
większych trudności z nauką nie miałem, tylko czasem nie było
czasu żeby coś poczytać, ale bywało też tak, że brakowało
chęci. Najbardziej i najmilej wspominam wykłady z teologii
dogmatycznej z Bpem Janem Tyrawą - do mnie one docierały i
podobał mi się sposób wykładania - było ciekawie, na egzaminie
później też bywało ciekawie.
A.M.: Jak
ocenia ksiądz swoją praktykę w naszej parafii?
K.R.: Praktykę w
waszej parafii oceniam bardzo dobrze. Sam pochodzę z trochę
mniejszej parafii, więc tutaj mogłem zobaczyć jak wygląda
duszpasterstwo w dużej parafii. Bardzo dobrze oceniam
współprace z księżmi z waszej parafii, na czele z ks. prałatem
Stanisławem, który jak wspomniałem przyjmował mnie do LSO. A
także z księżmi wikariuszami, z którymi w większości znamy się
jeszcze z seminarium. I co warte jest zauważenia to od nikogo
w waszej parafii nie usłyszałem złego i przykrego słowa -
bardzo się cieszę z tej życzliwości i za nią bardzo dziękuje.
A.M.:
Czego się ksiądz nauczył podczas praktyki w naszej parafii i
kto księdzu najbardziej pomógł?
K.R.: Teraz trudno
powiedzieć, czego się nauczyłem, bo myślę, że na to przyjdzie
czas dopiero w przyszłości, gdy trzeba będzie korzystać z
tego, co widziałem i czego się nauczyłem na praktyce. Na pewno
przydatne okazało się siedzenie w kancelarii, bo wcześnie
jakoś nie miałem z tym styczności, a jest to z pewnością
potrzebne w pracy duszpasterskiej. Podpatrzyłem także, jak
księża pracujący w waszej parafii kierują poszczególnymi
grupami, np. ministrantami, czy parafialnym oddziałem Caritas.
To wszystko z pewnością będę musiał wykorzystać, gdy sam
zostanę skierowany na jakąś parafie. A odpowiadając na drugą
część pytania, trzeba stwierdzić, że każdy w jakiś sposób
okazał mi swoją pomoc. I trzeba tutaj wymienić wszystkich
księży pracujących w waszej parafii, na czele z księdzem
prałatem, którzy zawsze mieli dla mnie czas i gdy coś
potrzebowałem to śmiało mogłem się do nich zwrócić - bo jak
wcześniej wspomniałem znaliśmy się od kilku lat.
A.M.:
Gdzie oprócz naszej parafii, podczas studiów w seminarium
odbywał ksiądz praktykę?
K.R.: Po czwartym
roku, jako akolita, czyli nadzwyczajny szafarz Eucharystii
odbywałem praktykę w Sanktuarium Matki Bożej w Wambierzycach,
gdzie mogłem zobaczyć jak wygląda życie sanktuarium, do
którego zdążają pielgrzymi z różnych stron Polski i świata.
A.M.: W
maju święcenia kapłańskie, jak ksiądz wyobraża sobie tę
uroczystość?
K.R.: No jeszcze nie
bardzo można sobie to wyobrazić, uroczystość święceń, będzie
to na pewno najważniejsza chwila w moim i moich kolegów życiu.
Przeżywałem przez czas seminarium wiele święceń, ale jako
obserwator, a teraz będę jednym z głównych bohaterów, jeśli
tak można powiedzieć. Od tego momentu, będę mógł sprawować
największy dar, jaki Bóg zostawił człowiekowi - Eucharystię. I
oprócz tej wielkiej radości, będzie przecież zmęczenie, bo na
drugi dzień pierwsza Msza Św.
A.M.: Czy chciałby ksiądz
trafić jako neoprezbiter do naszej wspólnoty parafialnej,
jeśli tak, dlaczego?
K.R.: To ode mnie nie
zależy, do jakiej wspólnoty mam trafić, ale trzeba pamiętać,
że wszędzie są ludzie, do których trzeba pójść. I tam gdzie
mnie biskup wyśle, tam pójdę z radością.
A.M.: W
jaki sposób zachęciłby ksiądz tegorocznych maturzystów, którzy
jeszcze nie do końca rozpoznali swoje powołanie, aby podjęli
studia w seminarium duchownym?
K.R.: Tym, którzy
jeszcze nie do końca rozpoznali swoje powołanie i którzy
wahają się, co zrobić ze sobą, poleciłbym rozmowę z którymś z
księży, którzy pomogliby ustawić pewne sprawy. Ale zachęcam
ich do tego, aby stali się takimi szaleńcami Bożymi i poszli
za Jezusem. Jan Paweł II mówił „wypłyń na głębie”, a ja
za Św. Janem powiedziałbym: „Bóg jest miłością, miejcie odwagę
żyć dla miłości.
A.M.:
Jakie jest księdza hobby, co lubi ksiądz robić w wolnym
czasie?
K.R.: Moim hobby jest
gra w piłkę nożną i gdy mam czas to z wielką chęcią to czynie.
Lubię także pływać. Generalnie moje zainteresowania idą w
kierunku sportu, lubię także oglądać różnego rodzaju zawody i
mecze. Słucham także muzyki, z której najbardziej lubię
polską.
Bóg zapłać, dziękuję za rozmowę! |
|