| 
                     
                 | 
                
                   W pewnych środowiskach istnieje moda, która 
                  nakazuje ludziom zabiegać o (wątpliwej jakości) autorytet za 
                  pomocą wulgaryzmów. Zastanówmy się nad mechanizmem 
                  zapamiętywania pierwszych „słówek” z tego niepotrzebnego, ale 
                  będącego w dość powszechnym użyciu, repertuaru.  
                  Małe dziecko uczy się języka ze słyszenia, od otaczających je 
                  osób. Ale dorośli rozmawiając ze sobą nie traktują jakiejś 
                  burzliwej rozmowy jako tekstu dydaktycznego do zapamiętania. 
                  Natomiast dziecko usłyszało i zapamiętało. Podchwyciło 
                  towarzyszącą słowu intonację: gniewu, miażdżącej krytyki, 
                  chęci zastraszenia rozmówcy jednym „mocnym” określeniem, lub 
                  wykpienia, czy upokorzenia osoby przeciwnika. Zasłyszana 
                  wiedza pozostaje w pamięci dziecka, oczekując odpowiedniej 
                  sytuacji, w której będzie się mogło nią posłużyć.  
                   
                  Czasem małe dziecko czuje się skrzywdzone i upomina się o 
                  sprawiedliwość. Kiedy indziej walczy o to, aby zostało 
                  zauważone i wówczas podświadomie decyduje się na powtórzenie 
                  słowa, które, wykrzykiwane przez zdenerwowanego tatę, powoduje 
                  wyraźny szok u mamy i babci.  
                   
                  Z myślą o zewidencjonowaniu tej niebezpiecznej, bo często 
                  nakręcającej agresję leksyki, filolodzy opracowali Słownik 
                  polskich przekleństw i wulgaryzmów (pod red. M. Grochowskiego, 
                  PWN, 2008). Na pierwszy ogień weźmy najpopularniejszy w 
                  dzisiejszej mowie potocznej „przerywnik” – na literkę „k...”, 
                  pochodzący wprost z czcigodnej łaciny (curvus, curva – krzywy, 
                  krzywa), który w swojej pierwotnej funkcji nominatywnej jest 
                  zupełnie neutralny.  
                   
                  Wszystko, co nie jest proste może w rodzaju żeńskim zostać 
                  określone przymiotnikiem „krzywa” i nie wywołuje żadnych 
                  emocji. A we współczesnym języku włoskim słowo to oznacza 
                  „zakręt”.  
                   
                  Weźmy inny przykład: „niech go ch.....a jasna! – człowiek 
                  wyrzuca z siebie ten okrzyk w rozgoryczeniu, życząc bliźniemu, 
                  by spotkało go coś złego. Ale wykropkowane słowo ma bardzo 
                  konkretne znaczenie straszliwej choroby, która w przeszłości 
                  dziesiątkowała ludzkość na rozległych terenach. Wówczas ludzie 
                  z wiarą i nadzieją w sercu śpiewali suplikacje: „Od powietrza, 
                  głodu, ognia i wojny – zachowaj nas, Panie! Ci, którym udało 
                  się przetrwać „morowe” powietrze, przekazywali dzieciom i 
                  wnukom tragiczną historię cudem przeżytej epidemii.  
                   
                  Trudno jednak wyobrazić sobie, by naoczni świadkowie tragedii 
                  mieli odwagę zaadresować takie ponure życzenie nawet do 
                  największego swojego wroga. Nie wolno rzucać na wiatr 
                  lekkomyślnych słów, złych słów. A tymczasem słowo to stało się 
                  nosicielem wrogości, uosobieniem zła na etapie życzeniowym. Im 
                  więcej w nas egoizmu i zarozumiałości, im częściej próbujemy 
                  zdobyć dla siebie – kosztem drugiego człowieka – jak najwięcej 
                  przestrzeni życiowej, tym łatwiej jest nam pogodzić się z 
                  możliwością porównywania nielubianego, niedocenianego przez 
                  nas bliźniego do któregoś z przedstawicieli świata zwierząt.
                   
                   
                  Warto tutaj wspomnieć, iż niektóre imiona własne, znane 
                  chociażby z Biblii, zyskały sobie na tyle złą sławę, że 
                  przemieściły się do kategorii rzeczowników pospolitych. 
                  Używamy nagminnie oceny: „cham, chamski, chamstwo”, a słowo to 
                  pochodzi od imienia syna Noego, który wyśmiał w beztroski 
                  sposób ojca w związku z jego chwilową niedyspozycją i niezbyt 
                  chwalebnym zachowaniem. Judasz – wiadomo, zdrajca, ale w roli 
                  epitetu – to straszny zdrajca, na którym można się zawieść 
                  tylko raz, a potem człowiek już się go wystrzega.  
                   
                  Znacznie bardziej niepokojący staje się fakt, że dziewczyna w 
                  wieku szkolnym wykorzystuje swoje piękne imię „Maria”, by 
                  wprowadzić jakąś tajemniczą dwuznaczność w momencie 
                  przedstawiania się w towarzystwie rówieśników: „Marycha”. Czy 
                  to prowokacja obliczona na podziw, czy może świadomy sygnał? 
                  Trudno wywnioskować, co się za tym kryje, ale dzieciaki 
                  czasami tak okrutnie żartują, że dorosłym cierpnie skóra na 
                  grzbiecie.  
                   
                  Nie istnieją bowiem „brzydkie słowa” jako takie, same w sobie. 
                  Stają się „brzydkimi” w konkretnym momencie, gdy człowiek 
                  stara się napełnić je negatywnym znaczeniem, utrwalając je 
                  przez kolejne powtórzenia i rozprzestrzenianie tych kalekich 
                  realizacji wśród innych osób, podobnie jak on niezadowolonych 
                  i rozgoryczonych, opanowanych przez pychę albo zawiść lub po 
                  prostu nieszczęśliwych. Język ze swojego założenia, jako 
                  środek komunikacji międzyludzkiej, powinien służyć DOBRU, 
                  uczestniczyć w jego powstawaniu, wzroście i dojrzewaniu jego 
                  owoców.  
                  Istnieje od dawna maksyma:  
                  „Pokaż mi, z kim się przyjaźnisz, a powiem ci, kim jesteś”.
                   
                   
                  Sparafrazujmy ją w następujący sposób:  
                  „Posłucham cię, jak mówisz i dowiem się, kim jesteś” 
   | 
                     
                 |