Polecamy również:

 

 

 

Rozmowa z ojcem Leonem Knabitem

 

Poniedziałek 12 września 2005 15:12
Źródło: miesięcznik "KNC" 7/8/2005
Wywiad przeprowadził: Hubert Kubica

 

O. Leon Knabit – podprzeor (zastępca przeora) opactwa benedyktynów w Tyńcu. Urodzony 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim. W 1958 roku wstąpił do klasztoru Benedyktynów w Tyńcu, gdzie w 1963 roku przyjął śluby wieczyste. Był katechetą, mistrzem nowicjatu, proboszczem parafii tynieckiej, przeorem zakonu w Lubinu. Obecnie prowadzi w telewizji program „Ojciec Leon zaprasza”. Opublikował wiele książek, najbardziej znana to „Spotkania z wujkiem Karolem”. Opisał w niej swoje spotkania z Karolem Wojtyłą.

 

 

Czy jako mały chłopiec chciał Ojciec zostać ministrantem?

- Liturgika, której uczyłem się w klasie siódmej szkoły podstawowej, pogłębiła moje zainteresowanie Mszą Świętą. Umiałem wtedy prawie wszystkie teksty mszalne po łacinie. Zrobiłem sobie czerwony ornat z tzw. glansowanego papieru, w którym „odprawiałem” mszę św. w domu, a młodsza o dwa lata siostra była moim „ministrantem”.

W jakich okolicznościach został Ojciec ministrantem?

- Pierwszy raz służyłem 14 lutego 1943 roku. Miałem wówczas 13 lat. Przy spowiedzi zapytałem księdza proboszcza, czy mógłbym służyć do Mszy Świętej. „To przyjdź o w pół do pierwszej” - usłyszałem. Przyszedłem do zakrystii, gdzie starsi ministranci zapytali: „Ministranturę umiesz?”- bo trzeba było po łacinie odpowiadać kapłanowi. Odpowiedziałem: „Umiem”. Dali mi więc komżę i mszał, z którym się wtedy wychodziło do ołtarza i zacząłem służyć.

Czym różni się dziś ministrantura od tej z czasów, gdy Ojciec służył przy ołtarzu?

- Obrzędy Mszy Świętej różniły się od obecnych choćby dlatego, że kiedyś Msza była odprawiana po łacinie i tyłem do ludu. Przede wszystkim tym, że na wezwania kapłana ministrant odpowiadał kapłanowi w imieniu ludu, oczywiście po łacinie. Te odpowiedzi trzeba było obowiązkowo znać na pamięć. Mszał nie leżał przygotowany na ołtarzu, tylko ministrant niósł go, idąc przed kapłanem, umieszczał po prawej stronie ołtarza na pulpicie, a w stosownym czasie przenosił na lewą stronę i potem znów na prawą. Świecki człowiek, nawet ministrant, nie miał prawa dotykać naczyń liturgicznych. Inne elementy służby nie różniły się istotnie od tego, co czynią ministranci dzisiaj...

W jaki sposób służba przy ołtarzu wpłynęła na Ojca powołanie?

- Zacząłem służyć w kościele katedralnym, gdzie byłem urzeczony liturgią, śpiewem gregoriańskim i postawą kleryków. Byli to bardzo sympatyczni młodzi ludzie, którzy dobrze odnosili do ministrantów, a swą postawą budzili myśli o możliwości pójścia w ich ślady. Właśnie jeden z kleryków półtora roku przed maturą, gdy sprawa wyboru mojej drogi życiowej stawała się coraz bardziej paląca, powiedział mi, że mam powołanie do służby Bożej. Uznałem to za głos Jezusa i oto mam pięćdziesiąt jeden lat służenia Bogu w kapłaństwie.

Jakie cechy powinien mieć dobry ministrant?

- Przede wszystkim musi być wierzącym chrześcijaninem, znać i kochać służbę przy ołtarzu. Ważną rzeczą jest, aby się modlił, gdy bierze udział w służbie Bożej. Do tego przygotowuje milczenie przed i po nabożeństwie. Jeśli tego nie ma, to niestety słusznym określeniem ministrantów jest „Zorganizowana Obraza Boża”.

 

 

 

© ministrant.go.pl 2003 - | preferowana przeglądarka internet explorer | zalecana rozdzielczość 1024 x 768

 

o stronie | reklama | kontakt | zespół redakcyjny

strona znajduje się na serwerze
archidiecezji wrocławskiej