|
W niedzielę 3 lipca, po
godzinie 19.00 pociągiem z Dzierżoniowa podążaliśmy do
Zakopanego. W momencie, gdy ktoś chciał
się zdrzemnąć, nagle usłyszeć można było tekst – „ nie spać,
zwiedzać!!!” Był on tak rozbrajający i śmieszny, że robił
furorę podczas całego pobytu w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie
gościła nas pani Maria.
W miejscowości –
Zakopane, której nazwa prawdopodobnie pochodzi od słowa
„kopane” oznaczające na Podhalu wykarczowane miejsce w lesie,
gdzie wedle tradycji miał swój dom góral, o którym mówiono, że
siedzi na polanie za „kopanym”, byliśmy ok. godziny 7:00 w
poniedziałek. Wielgaśne plecaki zostawiliśmy u sióstr Sercanek
i w zwartym szeregu z rogalikiem na twarzy wyruszyliśmy na
Gubałówkę, z której podziwialiśmy piękną panoramę Tatr. Szczyt
ten był rozgrzewką przed wtorkową wyprawą na Giewont. W tym
dniu patronka dobrej pogody czuwała nad nami, dlatego dane nam
było zachwycać się przepięknymi widokami podczas wspinaczki na
szczyt, ale i spod samego krzyża. Schodząc podzieliliśmy się
na dwie grupy: pierwsza poszła na Czerwone Wierchy, a druga w
ciszy i skupieniu (na ile to możliwe było!!) schodziła ze
szczytu podziwiając urok gór i potok szumiących wód,
rozśpiewane lasy Tatr i łąki pełne „soczystej” zieleni. Po
dniu wrażeń i myśli stu owieczki wróciły na pyszny posiłek p.
Marii. Wśród owieczek dwudziestu dwu znalazła się i czarna,
którą Pasterz świetnie się opiekował – mee-bee dziękujęJ!
Następnie po
orzeźwiającym prysznicu, jak co dzień miało miejsce główne
wydarzenie – Msza św., którą celebrowali nasi Pasterze: ks.
Krzysztof Krzak i ks. Daniel Marcinkiewicz. Była to chwila
wyciszenia, chwila podczas której myśli niejednej owieczki
jeszcze ściślej przylgnęły do Boga. Tatrzańska przyroda
sprowokowała zapewne parę owieczek do kilku refleksji, tak jak
homilie, czy słowa Księgi Życia. Przeżywanie tej Wielkiej
Ofiary tak blisko Ołtarza Pańskiego, w małym gronie, dało
możliwość jeszcze głębiej zrozumieć miłość Boga. Zarówno Msza
św., jak i górskie wędrówki ukazywały jak wielki i potężny
jest Bóg, a jak mały człowiek. Msza i szlaki, po których
radośnie stąpaliśmy były dobrą drogą by zbliżyć się do Boga,
by może raz jeszcze zaufać, odkryć coś nowego w Nim, w sobie,
by spędzić czas z Tą miłującą cię Obecnością. Ale czy
wybrałeś(aś)(am) taki rodzaj wędrówki?
Środa była niesamowicie
deszczowa. Trzeba było wprowadzić plan B – awaryjny, dzięki
któremu zwiedziliśmy jaskinię Mroźną. Momentami była ona
bardzo niska i sprawiła małe utrudnienie Żółtemu (najwyższemu)
Skrzatowi, który na szczęście wyśmienicie poradził sobie z
nadzwyczajnymi wybrykami natury, w które obfitowała owa
jaskinia. (Żółty Skrzat? – miano skrzata otrzymał każdy
właściciel peleryny przeciwdeszczowej). Po podziwianiu
nacieków w jaskini oraz strumienia, który płynął w cztery
różne strony, odczuwając skutki robienia prania przez Aniołki,
ich długie przebywanie pod prysznicem i pluskanie się w
anielskiej wannie, poszliśmy na herbatkę i wróciliśmy na
Tatrzańską 25. Wieczorem wszyscy uczestniczyli w zabawach,
niektórzy z większym zaangażowaniem. To był naprawdę wieczór
śmiechu i ogromnego zaskoczenia dla bohaterów zabaw. W
czwartek pogoda umożliwiła nam „zaliczenie” Morskiego Oka oraz
Czarnego Stawu. Furorę zrobił śnieg, znajdujący się w pobliżu
Morskiego Oka, gdzie Mitulata i Marta zjeżdżały na swych
pelerynkach. Rytm marszu i uśmiech na twarzach wywoływała
piosenka „ chrum chrum powiedziała różowa świnka...”
„Ludzie wierzą, że aby
zdobyć sukces trzeba wcześnie wstawać. Otóż nie – trzeba
wstawać w świetnym humorze” Sens cytatu M. Acharda możemy
odnieść i do naszych wypraw. Bardzo wcześnie nie wstawaliśmy,
bo mniej więcej o 7:00 witaliśmy nowy dzień, potem poranne
modlitwy, o 8:00 śniadanko, a o 9:00 wyjazd w Tatry. Wyjazd,
który każdego dnia uwieńczony został sukcesem, zdobyciem
szczytu, np. tak jak w piątek Świnicy, przełęczy Zawrat i
Kasprowego Wierchu. Każdy dzień rozpoczynaliśmy mając dobry
humorek i każdy kończyliśmy bogatsi o nowe wrażenia,
spostrzeżenia i przeżycia z górskich wypadów. W tym też dniu
podczas wspinaczki na Kasprowy, jeden z naszych Pasterzy
doznał wielkiego zaskoczenia. Otóż para małżeńska mijając
naszą grupę, przywitała nas pozdrowieniem, w Polsce
kierowanym już tylko i wyłącznie do duchownych – Szczęść
Boże!! Wówczas na twarzach zarysowało się wielkie zdziwienie.
Młodzi ludzie witają nas takim o to pozdrowieniem. Ksiądz, do
którego szczególnie były kierowane słowa, ani nie miał na
sobie oryginalnej czapeczki z napisem Ksiądz, ani nie miał
koloratki. Podróżni przyznali się, że owy wniosek wyciągnęli z
krótkich obserwacji grupy, a w szczególności opiekunów. Po tej
jakże zaskakującej dla pasterza chwili dało się słyszeć, że
Ksiądz ma wypisany brewiarz na twarzy. Dla naszego pasterza
była to duża niespodzianka, ale i wielkie zdziwienie.
Sobota przedostatni dzień
wspaniałego odpoczynku. Rankiem trzy osoby wyruszyły zmierzyć
się z najwyższym szczytem Tatr. W tym dniu zdobyli Rysy.
Pozostałe osoby uczestniczyły we Mszy na Krzeptówkach, po czym
poszły oglądnąć skocznię i wydawać pieniądze na Krupówkach.
Mimo deszczu i świadomości – jutro niestety wracamy, każdy w
myśl Horacego „Korzystaj z dnia, Jutro jeszcze dniem nie
jest”, starał się do maksimum wyciągnąć z dnia, co się tylko
da, by nie móc sobie zarzucić tego, że dzisiejszy dzionek
przykrył szarą mgłą jutrzejszego dnia.
Niedziela to już niestety
ostatni dzień naszego wspólnego pobytu. Składanie serdecznych
podziękowań za gościnę na ręce sympatycznej pani Marii.
Przebywanie w Krakowie. Na początku zwiedziliśmy Sanktuarium
Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach, oraz cmentarz,
gdzie leżała św. Faustyna. Następnie punktem naszych
obserwacji był Wawel, gdzie przewodnikiem grupy był kleryk
Paweł, któremu na przekór robili zdjęcia w momencie, gdy
spożywał posiłki. Po sytym obiadku mieliśmy chwilkę wolnego
czasu, którą niektórzy poświęcili na zwiedzanie inni na mniej
przyjemną formę spędzenia czasu- bieganie po sklepach. Po czym
poszliśmy do sióstr Augustianek, gdzie nasi pasterze odprawili
Mszę św. Po poczęstunku zwiedziliśmy kościół i powędrowaliśmy
do kina na film, pt. „Wojna światów”. Po 23:00 wsiedliśmy do
pociągu i kierowaliśmy się w stronę domu. Podróż była bardzo
fascynująca. Rozmawialiśmy, graliśmy, spaliśmy na siedząco,
ale nowością przynajmniej dla mnie był sen na stojąco.
Przez szczyty Tatr i
wzniosłe stoki gór
Wśród spokojnych potoków i rwących rzek
W skwarze ciepła serc
Na piętra gór przez jaskini (Mroźnej) mrok
W deszczowe dni, gdzie płynęły strugi wód
Szedł barwnych skrzatów rząd
W górę serca!! – Rzekł najwyższy z nich
Na komendę skrzaty rychło podniosły się
Kontynuowały malowniczej drogi bieg
Nagle rześki wiatr zerwał się i przywitał nas
Ciemne obłoki chmur zebrały się wokół nas
Żółty i Zielony radośnie pokonywali trudny szlak
I ciepłym słowem wspierali każdego z nas!!!
W imieniu wszystkich
owieczek-skrzatów-uczestników i swoim, pragnę serdecznie i
gorąco podziękować x. Krzysztofowi i x. Danielowi, za tak
wzniosły i inspirujący wyjazd w Tatry, który „pozwolił
doświadczyć trudu wspinaczki, ich strome podejścia kształciły
charakter, a kontakt z przyrodą dał pogodę ducha” – (JPII), za
możliwość zdobycia szczytów Tatr, krople wód, jaskini czar,
rwący wiatr, malowniczy szlak, uśmiech serc (...) –
DZIĘKUJEMY WAM!!!
Przeżycia Łukasza
Piątka:
Uważam ze wyjazd do Bukowiny Tatrzańskiej był bardzo udany. W prawdzie uczestniczyłem pierwszy raz
w takim wyjeździe (niektórzy brali udział po raz drugi,
trzeci) ale mam nadzieje, że nie był on ostatni.
Dzięki temu, że była zorganizowana taka wycieczka mam wiele nowych znajomych, a "im więcej ludzi się
zna tym łatwiejsze jest życie". Większość osób, które brały w niej udział znalem, wiec było mi łatwiej
zaaklimatyzować się w grupie. Mogę powiedzieć, ze dla mnie ten wyjazd był testem wytrzymałości.
Mogłem sprawdzić swoją siłę i kondycje. Głównym celem pobytu w pięknych polskich Tatrach było
zdobywanie gór i oglądanie widoków (a widoki były naprawdę nieziemskie). Dzięki temu, że brałem
udział w tej wycieczce zdobyłem takie góry, o których kiedyś nawet nie śniłem. Są nimi miedzy innymi:
Giewont, Gubałówka, Świnica, Kasprowy Wierch, Czerwony Wierch. Atrakcją było również Morskie Oko
i Czarny Staw. Szczerze mówiąc to ja do tej pory jeszcze w to nie wierze. Zawsze po miłym dniu wędrówki
był czas na odpoczynek i relaks. Prawie codziennie zbieraliśmy się w grupie i bawiliśmy się w różne gry
i zabawy. Dzięki Marcie (uczestniczce wycieczki, która głównie wymyślała przyjemne zabawy) było dużo
śmiechu, a każdy dobrze wie ze "śmiech to zdrowie". Ja osobiście uważam ze grzechem byłoby nie
pojechać na taką wspaniałą wycieczkę. Będę bardzo mile wspominał czas spędzony z taką "fajną" grupą
ludzi i w tak milej atmosferze. Serdeczne wszystkich zapraszam abyście w przyszłym roku, jeżeli będzie
organizowany taki wyjazd i będziecie dobrze stali z kasą, również pojechali. Mogę nawet dać gwarancje,
że każdy, kto pojedzie nie będzie żałował swojej decyzji.
zobacz galerię
|
|