Polecamy również:

 

 

 

"Wyruszam na poszukiwanie Wielkiego być może"

 

Wtorek 12 lipca 2005 22:18
Źródło: własne
Przygotowała: Agata Sobańska

 

Kolejny raz bielawska młodzież udała się do Bukowiny Tatrzańskiej, by w słońcu, kroplach rzęsistego deszczu i świszczącym wietrze zdobywać szczyty Tatr.

 

   

 

W niedzielę 3 lipca, po godzinie 19.00 pociągiem z Dzierżoniowa podążaliśmy do Zakopanego. W momencie, gdy ktoś chciał się zdrzemnąć, nagle usłyszeć można było tekst – „ nie spać, zwiedzać!!!” Był on tak rozbrajający i śmieszny, że robił furorę podczas całego pobytu w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie gościła nas pani Maria.

W miejscowości – Zakopane, której nazwa prawdopodobnie pochodzi od słowa „kopane” oznaczające na Podhalu wykarczowane miejsce w lesie, gdzie wedle tradycji miał swój dom góral, o którym mówiono, że siedzi na polanie za „kopanym”, byliśmy ok. godziny 7:00 w poniedziałek. Wielgaśne plecaki zostawiliśmy u sióstr Sercanek i w zwartym szeregu z rogalikiem na twarzy wyruszyliśmy na Gubałówkę, z której podziwialiśmy piękną panoramę Tatr. Szczyt ten był rozgrzewką przed wtorkową wyprawą na Giewont. W tym dniu patronka dobrej pogody czuwała nad nami, dlatego dane nam było zachwycać się przepięknymi widokami podczas wspinaczki na szczyt, ale i spod samego krzyża. Schodząc podzieliliśmy się na dwie grupy: pierwsza poszła na Czerwone Wierchy, a druga w ciszy i skupieniu (na ile to możliwe było!!) schodziła ze szczytu podziwiając urok gór i potok szumiących wód, rozśpiewane lasy Tatr i łąki pełne „soczystej” zieleni. Po dniu wrażeń i myśli stu owieczki wróciły na pyszny posiłek p. Marii. Wśród owieczek dwudziestu dwu znalazła się i czarna, którą Pasterz świetnie się opiekował – mee-bee dziękujęJ!

Następnie po orzeźwiającym prysznicu, jak co dzień miało miejsce główne wydarzenie – Msza św., którą celebrowali nasi Pasterze: ks. Krzysztof Krzak i ks. Daniel Marcinkiewicz. Była to chwila wyciszenia, chwila podczas której myśli niejednej owieczki jeszcze ściślej przylgnęły do Boga. Tatrzańska przyroda sprowokowała zapewne parę owieczek do kilku refleksji, tak jak homilie, czy słowa Księgi Życia. Przeżywanie tej Wielkiej Ofiary tak blisko Ołtarza Pańskiego, w małym gronie, dało możliwość jeszcze głębiej zrozumieć miłość Boga. Zarówno Msza św., jak i górskie wędrówki ukazywały jak wielki i potężny jest Bóg, a jak mały człowiek. Msza i szlaki, po których radośnie stąpaliśmy były dobrą drogą by zbliżyć się do Boga, by może raz jeszcze zaufać, odkryć coś nowego w Nim, w sobie, by spędzić czas z Tą miłującą cię Obecnością. Ale czy wybrałeś(aś)(am) taki rodzaj wędrówki?

Środa była niesamowicie deszczowa. Trzeba było wprowadzić plan B – awaryjny, dzięki któremu zwiedziliśmy jaskinię Mroźną. Momentami była ona bardzo niska i sprawiła małe utrudnienie Żółtemu (najwyższemu) Skrzatowi, który na szczęście wyśmienicie poradził sobie z nadzwyczajnymi   wybrykami natury, w które obfitowała owa jaskinia. (Żółty Skrzat? – miano skrzata otrzymał każdy właściciel peleryny przeciwdeszczowej). Po podziwianiu nacieków w jaskini oraz strumienia, który płynął w cztery różne strony, odczuwając skutki robienia prania przez Aniołki, ich długie przebywanie pod prysznicem i pluskanie się w anielskiej wannie, poszliśmy na herbatkę i wróciliśmy na Tatrzańską 25. Wieczorem wszyscy uczestniczyli w zabawach, niektórzy z większym zaangażowaniem. To był naprawdę wieczór śmiechu i ogromnego zaskoczenia dla bohaterów zabaw. W czwartek pogoda umożliwiła nam „zaliczenie” Morskiego Oka oraz Czarnego Stawu. Furorę zrobił śnieg, znajdujący się w pobliżu Morskiego Oka, gdzie Mitulata i Marta zjeżdżały na swych pelerynkach. Rytm marszu i uśmiech na twarzach wywoływała piosenka „ chrum chrum powiedziała różowa świnka...”

„Ludzie wierzą, że aby zdobyć sukces trzeba wcześnie wstawać. Otóż nie – trzeba wstawać w świetnym humorze” Sens cytatu M. Acharda możemy odnieść i do naszych wypraw. Bardzo wcześnie nie wstawaliśmy, bo mniej więcej o 7:00 witaliśmy nowy dzień, potem poranne modlitwy, o 8:00 śniadanko, a o 9:00 wyjazd w Tatry. Wyjazd, który każdego dnia uwieńczony został sukcesem, zdobyciem szczytu, np. tak jak w piątek Świnicy, przełęczy Zawrat i Kasprowego Wierchu. Każdy dzień rozpoczynaliśmy mając dobry humorek i każdy kończyliśmy bogatsi o nowe wrażenia, spostrzeżenia i przeżycia z górskich wypadów. W tym też dniu podczas wspinaczki na Kasprowy, jeden z naszych Pasterzy doznał wielkiego zaskoczenia. Otóż para małżeńska mijając naszą grupę, przywitała nas pozdrowieniem, w Polsce  kierowanym już tylko i wyłącznie do duchownych – Szczęść Boże!! Wówczas na twarzach zarysowało się wielkie zdziwienie. Młodzi ludzie witają nas takim o to pozdrowieniem. Ksiądz, do którego szczególnie były kierowane słowa,  ani nie miał na sobie oryginalnej czapeczki z napisem Ksiądz, ani nie miał koloratki. Podróżni przyznali się, że owy wniosek wyciągnęli z krótkich obserwacji grupy, a w szczególności opiekunów. Po tej jakże zaskakującej dla pasterza chwili dało się słyszeć, że Ksiądz ma wypisany brewiarz na twarzy. Dla naszego pasterza była to duża niespodzianka, ale i wielkie zdziwienie.

Sobota przedostatni dzień wspaniałego odpoczynku. Rankiem trzy osoby wyruszyły zmierzyć się z najwyższym szczytem Tatr. W tym dniu zdobyli Rysy. Pozostałe osoby uczestniczyły we Mszy na Krzeptówkach, po czym poszły oglądnąć skocznię i wydawać pieniądze na Krupówkach. Mimo deszczu i świadomości – jutro niestety wracamy, każdy w myśl Horacego „Korzystaj z dnia, Jutro jeszcze dniem nie jest”, starał się do maksimum wyciągnąć z dnia, co się tylko da, by nie móc sobie zarzucić tego, że dzisiejszy dzionek przykrył szarą mgłą jutrzejszego dnia.

Niedziela to już niestety ostatni dzień naszego wspólnego pobytu. Składanie serdecznych podziękowań za gościnę na ręce sympatycznej pani Marii. Przebywanie w Krakowie. Na początku zwiedziliśmy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach, oraz cmentarz, gdzie leżała św. Faustyna. Następnie punktem naszych obserwacji był Wawel, gdzie przewodnikiem grupy był  kleryk Paweł, któremu na przekór robili zdjęcia w momencie, gdy spożywał posiłki. Po sytym obiadku mieliśmy chwilkę wolnego czasu, którą niektórzy poświęcili na zwiedzanie inni na mniej przyjemną formę spędzenia czasu- bieganie po sklepach. Po czym poszliśmy do sióstr Augustianek, gdzie nasi pasterze odprawili Mszę św. Po poczęstunku zwiedziliśmy kościół i powędrowaliśmy do kina na film, pt. „Wojna światów”. Po 23:00 wsiedliśmy do pociągu i kierowaliśmy się w stronę domu. Podróż była bardzo fascynująca. Rozmawialiśmy, graliśmy, spaliśmy na siedząco, ale nowością przynajmniej dla mnie był sen na stojąco.

Przez szczyty Tatr i wzniosłe stoki gór
Wśród spokojnych potoków i rwących rzek
W skwarze ciepła serc
Na piętra gór przez jaskini (Mroźnej) mrok
W deszczowe dni, gdzie płynęły strugi wód
Szedł barwnych skrzatów rząd
W górę serca!! – Rzekł najwyższy z nich
Na komendę skrzaty rychło podniosły się
Kontynuowały malowniczej drogi bieg
Nagle rześki wiatr zerwał się i przywitał nas
Ciemne obłoki chmur zebrały się wokół nas
Żółty i Zielony radośnie pokonywali trudny szlak
I ciepłym słowem wspierali każdego z nas!!!

 

W imieniu wszystkich owieczek-skrzatów-uczestników  i swoim, pragnę serdecznie i gorąco podziękować x. Krzysztofowi i x. Danielowi, za tak wzniosły i inspirujący wyjazd w Tatry, który „pozwolił doświadczyć trudu wspinaczki, ich strome podejścia kształciły charakter, a kontakt z przyrodą dał pogodę ducha” – (JPII), za możliwość zdobycia szczytów Tatr, krople wód, jaskini czar, rwący wiatr, malowniczy szlak, uśmiech serc (...) – DZIĘKUJEMY WAM!!! 
 


Przeżycia Łukasza Piątka:

Uważam ze wyjazd do Bukowiny Tatrzańskiej był bardzo udany. W prawdzie uczestniczyłem pierwszy raz
 w takim wyjeździe (niektórzy brali udział po raz drugi, trzeci) ale mam nadzieje, że nie był on ostatni. 
Dzięki temu, że była zorganizowana taka wycieczka mam wiele nowych znajomych, a "im więcej ludzi się
zna tym łatwiejsze jest życie". Większość osób, które brały w niej udział znalem, wiec było mi łatwiej
 zaaklimatyzować się w grupie. Mogę powiedzieć, ze dla mnie ten wyjazd był testem wytrzymałości. 
Mogłem sprawdzić swoją siłę i kondycje. Głównym celem pobytu w pięknych polskich Tatrach było 
zdobywanie gór i oglądanie widoków (a widoki były naprawdę nieziemskie). Dzięki temu, że brałem 
udział w tej wycieczce zdobyłem takie góry, o których kiedyś nawet nie śniłem. Są nimi miedzy innymi: 
Giewont, Gubałówka, Świnica, Kasprowy Wierch, Czerwony Wierch. Atrakcją było również Morskie Oko 
i Czarny Staw. Szczerze mówiąc to ja do tej pory jeszcze w to nie wierze. Zawsze po miłym dniu wędrówki 
był czas na odpoczynek i relaks. Prawie codziennie zbieraliśmy się w grupie i bawiliśmy się w różne gry 
i zabawy. Dzięki Marcie (uczestniczce wycieczki, która głównie wymyślała przyjemne zabawy) było dużo 
śmiechu, a każdy dobrze wie ze "śmiech to zdrowie". Ja osobiście uważam ze grzechem byłoby nie 
pojechać na taką wspaniałą wycieczkę. Będę bardzo mile wspominał czas spędzony z taką "fajną" grupą
 ludzi i w tak milej atmosferze. Serdeczne wszystkich zapraszam abyście w przyszłym roku, jeżeli będzie 
organizowany taki wyjazd i będziecie dobrze stali z kasą, również pojechali. Mogę nawet dać gwarancje, 
że każdy, kto  pojedzie nie będzie żałował swojej decyzji. 

zobacz galerię    

 

 

 

© ministrant.go.pl 2003 - | preferowana przeglądarka internet explorer | zalecana rozdzielczość 1024 x 768

 

o stronie | reklama | kontakt | zespół redakcyjny

strona znajduje się na serwerze
archidiecezji wrocławskiej