|
Wszędzie
miało być niebiesko i gwiazdkowo od symboli jednoczącej się
Europy. Wejście do UE dla wielu oznaczało koniec pierwszeństwa
narodowych barw. Owszem, wielu unijnych decydentów marzy o
takim scenariuszu. Jednak każdy już wie, że integracja nie
musi oznaczać zaniku tożsamości narodowej poszczególnych
członków. Przeciwnie, wiele krajów wyraźnie zaznacza swoją
odrębność, co wcale nie jest – wbrew opinii różnej
maści ideologów – przejawem szowinizmu.
W Polsce, od czasu wstąpienia do Unii, świętujemy Dzień
Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. W ten sposób tradycyjnie świąteczny
początek maja zyskał jeszcze jeden element narodowo-świąteczne-
go nastroju. Drugi dzień miesiąca został wybrany
nieprzypadkowo. W czasach PRL, po hucznych obchodach 1 Maja,
ściągano pospiesznie flagi, żeby nie powiewały dwa dni później,
w rocznicę Konstytucji 3 maja. Dla wielu, zwłaszcza młodych,
jest to jednak tylko pomnażanie czasu narodowej pompy i nudy:
kolejne nadmuchane ceremonie – mówią – drętwe
przemówienia i niepotrzebne grzebanie w trudnej przeszłości.
Czy święto narodowe może być atrakcyjne? I czemu dzisiaj
ma służyć ten biało-czerwony rytuał?
zachęcamy
do przeczytania felietonu gościa niedzielnego
|
|